Wyruszył listek w podróż ostatnią,
gdy się jesienią oderwał z drzewa.
Barwę miał inną, lekko brunatną
i leciał, a wietrzyk sobie powiewał.
Lecz w dół spadając, listek nie płakał,
że zaraz skończy ten bieg jesienny.
Lecz na tym wietrze – piękna rzecz taka,
wirował sobie w tańcu promiennym.
Wiatr go unosił lekko, radośnie,
z podmuchem i słońcem w jesiennym czasie.
Cieszył się listek i tańczył bezgłośnie
w swojej ostatniej, podniebnej trasie.

I my jesteśmy w takiej podróży,
codziennie bliżej do tego celu.
Po co się smucić, narzekać i chmurzyć?
Dziękować i tańczyć potrafi niewielu.

Ola