„Pewnego razu przemawiałem na temat cierpienia, a pewna niepełnosprawna kobieta siedziała w pierwszym rzędzie. Była tak bardzo zdeformowana, że siedząc w ławce nic nie mogła zobaczyć. Przez cały czas w moim sercu rozbrzmiewała modlitwa, aby ta udręczona dusza mogła skorzystać z mojego przesłania. Ale okazało się, że niepotrzebnie jej współczułem, ponieważ to ona przekazała mi poselstwo! Na zakończenie podeszła do mnie misjonarka, żeby przedstawić mi jedną ze swoich nauczycielek. Zaprowadziła mnie do owej niepełnosprawnej. Musiała dostrzec na mojej twarzy zaskoczenie, ponieważ powiedziała: „Tak, to jedna z moich nauczycielek. A co więcej, jedna z najlepszych. Właściwie to reprezentuje ona największą siłę duchową w tej szkole i przyprowadziła do Boga więcej ludzi niż ktokolwiek inny w tym mieście”. Byłem zaciekawiony i poprosiłem, żeby opowiedziała mi ona o sobie coś więcej. Usłyszałem, że jako małe dziecko została przez kogoś upuszczona, doznała złamania kręgosłupa i przez wiele lat była nieszczęśliwą, złośliwą kaleką, raniącą wszystkich swoim językiem. I nic dziwnego. Wydawało się, że ma powód do rozdrażnienia i buntu przeciw światu, w którym stało się coś, na co nie zasłużyła. Ale pewnego dnia wpuściła Chrystusa do swojej rozgoryczonej duszy i wszystko się zmieniło. Ku zaskoczeniu wszystkich postanowiła zostać nauczycielką. Kiedy Chrystus wkracza do naszego serca, życie nadzwyczaj zadziwiająco nabiera powagi i zyskuje cel. Jezus zaczyna wypychać to, co przyziemne, człowiek odpowiada na pragnienie światła, zaczyna kwitnąć i wydawać owoc. Owa kobieta odczuła owo przynaglenie i została nauczycielką. Ale kiedy wysłano ją do pewnej wioski, żeby tam objęła szkołę, wieśniacy nieomal wywołali zamieszki. Uważali, że jej zniekształcone ciało stanowi zły omen. Ale misjonarz uparł się, żeby ją wypróbowali, obiecując, że jeśli się nie sprawdzi jako nauczycielka, to ją zmienią. Zgodzili się z litości. Kiedy po kilku latach misjonarz przyjechał, żeby zabrać ją z powrotem do większej szkoły, znowu wybuchły zamieszki. Wieśniacy twierdzili, że nigdy nie mieli tak dobrego nauczyciela, ponieważ promieniowała ona miłością i mocą Bożą. Wzięła swoje biedne, kalekie ciało i uczyniła je narzędziem zwycięskie go ducha. Kiedy widziałem ją ostatni raz, popychała przed sobą niewielki bambusowy stołek, przemieszczając się w ten sposób po pokoju. Ten stołek to były jej kule, na tym stołku siadała ucząc i na tym stołku zasiada, kiedy codziennie Chrystus koronuje ją koroną życia. To jej tron. Symbol jej słabości staje się miejscem koronacji.”
